Kiedyś hobby zwane czytaniem książek było dla mnie jednoznaczne z ich posiadaniem. Mało które uczucie mogło równać się z radością, jaką dało odpakowanie paczki z nowymi pozycjami, a wędrówki po księgarniach (szczególnie tych z tanią książką, z których wychodziłem przeważnie z kilkunastoma książkami na raz) były najlepszym z możliwych sposobów spędzania czasu.
Jednak wraz z upływem czasu coraz bardziej widoczny był problem z miejscem na kolejne pozycje. Kto dziś może sobie pozwolić na posiadanie prawdziwej biblioteki? Mi regałów brakło błyskawicznie, zacząłem się rozpychać na regałach Mamy, zrobiła się z tego prawdziwa wojna - bo Mama także nie tylko czyta, ale i posiada. Po wyprowadzce natychmiast postawiłem regał, potem drugi, na kolejne miejsca nie było, a na tych dwóch już istniejących książki leżały nie tylko w dwóch rzędach (nienawidzę takiego systemu, no bo które mają być tymi z tyłu, niewidocznymi? no które?!), ale także na tych stojących leżały kolejne.
Ebooki stały się najlepszym z możliwych rozwiązań. Pozbyłem się sentymentu do posiadania książki w formie fizycznej, do obcowania z nią. Dziś potrafię się szczerze śmiać na widok tych wszystkich dyskusji o zapachu, kształcie, niepowtarzalnym uczuciu obcowania z książką… Pozostał mi jeden regał, a i on z czasem zniknie, zastąpiony przez minimalistyczną biblioteczkę zawierającą bardziej okazy kolekcjonerskie oraz moje najukochańsze, a także wybitnie ładnie wydane pozycje, może też prezenty z dedykacjami. Reszta trafiła do nowoczesnej formy cyfrowej.
W czasach gdy na naszym rynku dopiero pojawiały się pierwsze czytniki (mówię o końcu zeszłej dekady), gdy ich koszt był kosmiczny (BeBook Plus - mój pierwszy - kosztował więcej, niż wówczas zarabiałem na rękę), to właśnie możliwość przeniesienia biblioteki do formy cyfrowej była dla mnie największym atutem tego nowatorskiego urządzenia. Nie ilość książek dostępnych za darmo w sieci (które oczywiście i ja nieraz pobrałem, nie zaprzeczam), ale forma niedużego urządzenia, lekkiego, w którym mieści się nawet kilkaset razy więcej książek, niż posiadałem w czasach gromadzenia wersji papierowych. Jedno lekkie urządzenie i setki pozycji. Coś wspaniałego.
Potem pojawiła się firma, która postanowiła zrobić kolejny krok. Już nie tylko oferować dostęp do zakupu elektronicznych wersji książek, ale udostępnić je wszystkie za opłatą abonamentową, w myśl bardzo klasycznej zasady: dopóki płacisz - dopóty masz. Jednak wielu wydawców zupełnie nie było przygotowanych na taki system, stąd oferta Legimi w ciągu kilku dni od momentu uruchomienia usługi została mocno ograniczona. Z czasem jednak coraz więcej wydawnictw zaczęło dostrzegać możliwości, jakie płyną z tego typu modelu sprzedaży, i dziś Legimi chwali się około dwunastoma tysiącami tytułów dostępnymi w usłudze “Czytaj bez limitu”.
Od razu wiedziałem, że to coś dla mnie. Jest tak wiele książek, o których dobrze wiem, że przeczytam tylko raz, i nigdy więcej. Czy jest sens je posiadać? Czy muszę mieć ten plik gdzieś na dysku/czytniku, czy naprawdę jest mi potrzebny? Oczywiście, że nie. Jednak przed wykupieniem abonamentu powstrzymywał mnie jeden problem - aplikacja Legimi była dostępna tylko na tablety, smartfony i komputery. Ja jednak czytam dużo i robię stosunkowo długie sesje - chcę zatem ekran z elektronicznym papierem, a nie jeszcze grubsze okulary. :) Gdy pojawiły się czytniki, na których aplikacja Legimi była możliwa do zainstalowania, ja posiadałem kolejne wersje czytnika Amazon Kindle, a dwóch czytników mieć nie zamierzałem. Poza tym znacznie pewniej bym się czuł, gdyby Legimi samo sprzedawało czytnik z abonamentem, bo i wtedy mam pewność, że przynajmniej na czas trwania owego abonamentu urządzenie nie zostanie porzucone, prawda? Przecież muszą tak pisać i ulepszać aplikację, by wciąż działała na ich czytniku, który sprzedają z myślą o tejże usłudze.
Legimi 3 sierpnia wprowadziło czytnik z abonamentem, a ja w połowie lipca straciłem swojego Paperwhite 2. Gdybym był przesądny mógłbym powiedzieć: przypadek? Nie sądzę. :)
Oferowany inkBook poza dostępem do “Czytaj bez limitu” jest także po prostu czytnikiem ebooków, w tym wypadku opartym o system Android. Niby nastawiony jest głównie na pliki epub, ale przecież jak się chce, to i aplikację Kindle można na nim zainstalować. W każdym razie nie jest to typ czytnika tylko do usługi oferowanej przez Legimi. To jakby dwa w jednym, gdzie obok “Czytaj bez limitu” można bez problemu cieszyć się ebookami kupionymi wcześniej, także w innych księgarniach.
Dziś mam trochę inne zdanie na temat samego pomysłu na “czytanie w chmurze”, lub też nazywając to bardziej profesjonalnie: “czytania w modelu subskrypcyjnym” niż w dniach, gdy Legimi startowało. Od dawna jestem abonentem usługi Spotify, która z czasem okazała się czym innym, niż początkowo się spodziewałem, że będzie. Zastanawiam się, czy podobnie stanie się w przypadku Legimi.
O co chodzi? Gdy zakładałem konto w Spotify wierzyłem, że zgromadzę swoje ulubione nagrania i będę się nimi cieszył gdziekolwiek jestem, obsługując wszystko z poziomu tableta czy smartfona. A co się okazało w praktyce? Że owszem, słucham muzyki znanej mi od lat, ale gdybym miał oszacować procentowo, to może przez jakieś 25% całego czasu gdy Spotify jest uruchomione. Głównie pozwalam aplikacji wynajdować nowe, pasujące wg programu do mnie kawałki i artystów, a algorytm jest tak dobrze napisany, że faktycznie moje ulubione gatunki muzyczne zostały znacznie rozbudowane o zespoły, o których nigdy wcześniej nie słyszałem. Bardzo jestem ciekaw, czy posiadanie dostępu do tak dużej biblioteki, z tak różnymi gatunkami literatury będzie miało wpływ, a może lepiej: jak duży ten wpływ na czytelnika będzie? Czy sięgnę teraz po książkę, której nigdy bym nie kupił? Po gatunek, którego nie znam? Właściwie zakupiłem abonament z czytnikiem głównie dlatego, by poznać odpowiedź na to pytanie. Literatura faktu? Reportaż? Poezja?! Kurde balans, może nawet poradnik albo coś religijnego? Nie, z tym ostatnim to przesadziłem… a może nie?
Zabawa będzie świetna, tyle wiem już teraz. Wystarczy wyciągnąć przed siebie palec i pobrać cokolwiek z owych dwunastu tysięcy tytułów. Dostęp do tak wielu pozycji niejako zobowiązuje do sięgnięcia po coś, po co nigdy by się w tradycyjnych warunkach nie sięgało.
No i jest jeszcze kwestia wyzwania. 44,99 zł miesięcznie - powiedzmy, że na wypełnionym promocjami polskim rynku ebooków to koszt trzech książek. A tam, zróbmy nawet z tego książki cztery.
CHALLENGE ACCEPTED. :)