W posłowiu do Wizji Koontz z rozbrajającą szczerością stwierdza, że gdyby stale pisał takie powieści, nigdy nie trafiłby na listy bestsellerów. Ale jednocześnie decyduje się książkę wznowić, bo mimo wszystko uważa ją za rzecz sympatyczną, czytaj: rozrywkę odrobinę mroczną. I jest to doskonałe podsumowanie tej pozycji, faktycznie stworzonej raczej do zabijania czasu w poczekalni u dentysty, albo lektury podczas podróży pociągiem, która z nóg nie zwali, ale wydaje mi się, że ogromna większość czytelników nie tylko dotrwa do końca, ale wręcz będzie ciekawa czy naprawdę mordercą jest ten, o kim myślę?
Wizja to bardzo klasyczny thriller, w którym do ostatnich stron szukamy brutalnego mordercy. Jednak na półkach w księgarniach książka nie będzie stała obok powieści Thomasa Harrisa czy Tess Gerritsen, ponieważ tu bohaterem jest nie policjant czy detektyw, a jasnowidz - kobieta, która potrafi ujrzeć zbliżające się zbrodnie. Wraz z mężem i bratem współpracuje z policją, jednak nie wszędzie jest witana z otwartymi rękami, także dlatego, że poddaje się terapii, bowiem w przeszłości przydarzyło się jej coś potwornego.
Bardzo szybko okazuje się, że Koontz nie zaskoczy tu zbyt wielu czytelników, jedzie schematami od początku do samego końca. Jest jednak pisarzem na tyle utalentowanym, że chce się brnąć dalej, dla samej przyjemności oglądania dobrych bohaterów i niezłych dialogów. Poza tym Koontz ma talent także do kreowania niepokoju. Nie tyle strachu, bo Wizja mało kogo przestraszy, ale właśnie niepokoju, a co za tym idzie pragnienia, by wreszcie wszystko się wyjaśniło, by się skończyło, by bohaterowie mieli upragniony spokój. Czyli jak na thriller emocje wywołuje idealne, a że dla wielu jasnowidzenie, poltergeisty i inne takie to zwykłe bzdury? Co z tego, skoro czyta się tak dobrze?