Drugi tom opowieści o stalkerze z Polski w ogromnej większości dorównuje jakością części pierwszej. Tym razem mamy do czynienia już nie z opowiadaniami, których czas akcji bywa od siebie mocno odległy. Teraz obserwujemy drogę Miszy na drugi brzeg, w poszukiwaniu źródła jego niepokoju i czegoś na kształt choroby, która męczy bohatera. Lektura jest przyjemna i wciągająca, i tylko zakończenie pozostawia pewien niedosyt, po pierwsze z powodu swego rodzaju banału, jaki oglądamy na ostatnich akapitach, ale też z powodu braku widowiska. Człowiek jednak oczekiwał bóg wie czego, jakichś mocnych argumentów, powodów, przyczyn - ale nic z tych rzeczy.
Na uwagę jednak zasługuje szczególnie tom trzeci. Droga donikąd bowiem zupełnie zmienia stan rzeczy, jej akcja rozpoczyna się w Polsce, gdy Michał jest świetnie zarabiającym marketingowcem, swobodnie używającym nowomowy naszych czasów, który osiągnął już wszystko - i tym bardziej dostrzega kompletny brak sensu w swoim życiu. Pewnego dnia robi to, co nieraz każdy mężczyzna zrobić chciał: po prostu wychodzi by nigdy nie powrócić. Udaje się rzecz jasna w kierunku Zony, a czytelnik krok po kroku obserwuje początki stalkera, którego przecież już tak dobrze zna. Książka w doskonały sposób wykorzystuje to, co poprzednio było jedynie wspomnieniem, poznajemy czasem wspominanych wcześniej towarzyszy i wydarzenia, do których pierwsze epizody się odnoszą.
Trzecia część cyklu jest także najłatwiejsza w odbiorze. Nie, żeby pozostałe były jakoś specjalnie trudne, tu jednak jest o wiele więcej dialogów, niż samego opisu rzeczywistości wokół Michała. A że dialogi są z natury bardziej dynamiczne, to i przez Drogę donikąd można przejść jak burza, w dwa przyjemnie spędzone wieczory.
Najciekawsze jest jednak to, że mimo obcowania już z trzecią książką o Zonie wcale mi się ona nie znudziła. Teraz czytam tom czwarty, coś zupełnie innego niż poprzednio, i wcale nie wykluczam, że potem sięgnę po utwory kolejnych pisarzy osadzone w tym uniwersum. Psia kość, może i w gry zagram? Wkręcam się coraz bardziej. :)