Po powieść sięgnąłem oczywiście tylko z powodu bardzo udanego (w mojej opinii) serialu wyprodukowanego przez Amazon: Bosch. Dość trudna postać, policjant na równi walczący ze zbrodnią, jak i z ludźmi stojącymi mu na drodze. Niestety najczęściej zwierzchnikami i prawem jako takim. Ale nie Brudny Harry (choć na imię też ma Harry), tylko skupiony na rozwiązaniu zagadki zawodowiec, który nienawidzi biurokracji.
I trzeba od razu przyznać, że serial jest faktycznym odzwierciedleniem jakości książki. To ten sam Bosch, z tym, że w serialu poznajemy go teraz, w XXI wieku, a pierwsza powieść rozgrywa się na początku lat 90. Jednakże motyw główny jest taki sam: Bosch jest policjantem w sile wieku i niejedno już przeżył. Pierwsze spotkanie z czytelnikiem ukazuje postać już totalnie ukształtowaną przez życie, ponadto policjanta z pewnymi sukcesami. Jednak przez trudny charakter sukcesy przysporzyły mu więcej wrogów, niż przyjaciół, i sama policja ma problem z niepokornym, trudnym w sterowaniu detektywem. Poznając Harry’ego przez obserwację początków jego kolejnego śledztwa dowiadujemy się sporo o przeszłości postaci, i ja od razu stałem się fanem. Choć przyznam, że czytając przed oczami widziałem Titusa Wellivera, a co lepsze dialogi odgrywały mi się w głowie z charakterystycznym spojrzeniem tego aktora (jednego z moich ulubionych, przyznaję). Zatem jestem dość stronniczy i powieść z góry miała u mnie fory.
Sama historia nie zwaliła mnie z nóg, niestety. Może ćwierć wieku temu niejednego potrafiła zaskoczyć, jednak od tamtych dni minęło zbyt wiele czasu i napisano zbyt wiele kryminałów. Dziś Czarne echo jest pozycją bardzo mocno przewidywalną, w której naprawdę trudno znaleźć coś, czego czytelnik nie dostrzegł wiele stron przed faktem. Sytuację jednak ratuje bohater, na tyle ciekawy, że po prostu chce się wiedzieć o nim więcej. Czytelnik jest na równi zainteresowany jego przeszłością, jak i przyszłością, ta bowiem przy jego sposobie bycia jest najdelikatniej mówiąc bardzo niepewna.