Podczas lektury dwóch poprzednich książek opowiadających o Jacku Reacherze miałem wrażenie, że autor z czasem zacznie kreować coś więcej, niż tylko samą akcję. W pierwszej części mieliśmy interesujący motyw z fałszerstwem pieniędzy na gigantyczną skalę, w drugiej nie mniej ciekawych “lokalnych patriotów” z głębokiego amerykańskiego zadupia. Niestety dalsze losy stuprocentowego amerykańskiego twardziela pokazują, że moje wrażenie było niewłaściwe. Jest dokładnie na odwrót - interesujących motywów brak, akcja na pierwszym miejscu.
Autor dodał dwa do dwóch i wyszło mu, że trzecia książka powinna nieco zmienić życie bohatera, póki są tacy, którzy interesują się jego życiem. Stąd robi się nieco nostalgicznie, w tej całej akcji - mamy i pogrzeby, i odzyskanie dawno utraconej miłości, a nawet próbę zatrzymania Reachera na dłużej w jakimś miejscu, zmiany jego nawyków, próbę spojrzenia w przyszłość. I to jest jak najbardziej ok.
Nieco mniej ok jest pomysł na historię, będący zlepkiem tak kompletnie odjechanych zbiegów okoliczności, że jeśli ktoś myśli, że w sensacji widział już wszystko, niech rzuci okiem na “Wroga bez twarzy”. I dopiero wtedy będzie mógł powiedzieć, że widział już wszystko :-) Ja się jednak pytam: czy ma to jakiekolwiek znaczenie? Dla lektury? No to także odpowiem: nie ma totalnie żadnego, bo książkę tak samo jak dwie poprzednie po prostu się połyka w całości nie rozmyślając zbyt wiele podczas zabawy. A najśmieszniejsze jest to, że im bliżej końca, tym większe przekonanie, że teraz od Jacka Reachera robimy sobie przerwę… i od razu po zamknięciu książki/usunięciu jej z czytnika sięgamy po kolejną. Został z tą kobietą? A długo wytrzymał? Takie pytanie nie mogą pozostać bez odpowiedzi… ;-)
Tripwire
Albatros 2013