Myślałem, że dowiem się jakichś super niesamowitych faktów z tej książki, takich, o których wiedzą tylko ci, którzy mieli bezpośrednią, osobistą styczność z zespołem. Niestety nie - praktycznie każda informacja tu zawarta fanowi Slayera jest znana, prawdziwe ciekawostki można policzyć na palcach jednej ręki, na domiar złego ciekawostki owe dotyczą przeważnie kwestii drugorzędnych, dla samego Slayera i jego muzyki mniej istotnych.
Książkę czyta się lekko i przyjemnie, lecz zamiast zbioru informacji na temat zespołu jest bardziej podróżą czytelnika w nieco dawniejsze czasy. Przynajmniej w moim przypadku lektura wywołała takie wrażenie. Zaangażowanie autora dla opisu historii thrash metalu oraz miejsca Slayera w tejże zabrało mnie z powrotem do początku lat dziewięćdziesiątych, gdy pierwszy raz słuchałem kasety "Reign in Blood" (długie lata potem jeszcze myślałem, że to była pierwsza płyta kapeli, hehe), a opis kolejnych albumów przypominał mi o ważnych dla mnie wydarzeniach rozgrywających się w czasie, gdy kolejne albumy Slayera były wydawane. To było trochę dziwne, ale przyjemne.
Dlatego książkę oceniam dobrze i absolutnie nie żałuję żadnej z wydanych złotówek. Siląc się jednak na obiektywizm nie sposób nie dostrzec licznych dziwnych błędów tu występujących. A to źle przetłumaczone są nazwy wymienianych kapel, podobnie znajdziemy błędy w nazwiskach przeróżnych muzyków... Przeszkadzać może także to, że autor na łamach książki niejako recenzuje każdą z płyt, dokładnie, piosenka po piosence. A przecież każdy (także autor, bo pisze o tym wyraźnie) wie, że fani Slayera to specyficzny gatunek, któremu nie wolno mówić co w muzyce tej kapeli jest dobre, a co słabe. Fan Slayera ma swoje zdanie, i wymądrzanie się autora jest irytujące (bardzo delikatnie mówiąc).
Polecam zatem tę pozycję, ale z wyraźnym ostrzeżeniem: nie zawiera ona żadnych informacji, których śledzący twórczość kapeli na przestrzeni lat już by nie znali, autor bywa irytujący i zdecydowanie zbyt przemądrzały, a przez korektę przeszło sporo błędów związanych z nazwami własnymi. Mimo to fajnie jest powspominać i kolejny raz poczytać o naprawdę zwykłych chłopakach, takich, którym nigdy woda sodowa do głowy nie uderzyła, którzy w przeciwieństwie do ogromnej większości innych twórców wraz z własnym sukcesem nie zaczęli się uważać za kogoś więcej, niż po prostu kolesi, którym się powiodło.
The Bloody Reign of Slayer
In Rock 2013