Trzeciemu tomowi cyklu “wojny wikingów” bliżej do pierwszego, niż drugiego. Jasne, że wciąż mamy tu mnóstwo bitew, ale tym razem świetnie przerywanych znacznie bardziej interesującymi dla czytelnika wydarzeniami.
Uhtred mimo wciąż młodego wieku jest już postacią tak znaną, że nawet królowie poszczególnych krain w dzisiejszej Anglii muszą liczyć się z tym, co ma do powiedzenia. Szczególnie, że dobrze jest mieć go po swojej stronie - młodzieniec jest nie tylko doskonałym wojownikiem, ale też posiada spore umiejętności strategiczne, co ma ogromne znaczenie dla Sasów. Jest ich więcej, niż Duńczyków, jednakże nie są z natury takimi wojownikami, od wielu pokoleń skupiając się na uprawianiu ziemi. Często trzeba dobrze zaplanować taktykę walki, nim dojdzie do skrzyżowania mieczy, by okrutni wojownicy z północy zwyczajnie nie wyrżnęli liczniejszych, ale niewykształconych w wojennym rzemiośle mieszkańców wyspy.
“Panowie Północy” rozgrywają się w Northumbrii, ojczyźnie Uhtreda. Jego zamek wciąż jest opanowany przez uzurpatora, jednak pojawia się na północy nowy król, pod którego rządami możliwe jest zjednoczenie regionu, a co za tym idzie, szansa na odbicie Bebbanburga jest jakby większa. Uhtred jak zwykle z wdziękiem przyjmuje to, co przyniesie mu los, a Bernard Cornwell staje na głowie, by przyniósł mu jak najwięcej: mnóstwo radości walki, to jasne, ale nie tylko. W życiu wojownika, który wciąż woli wielbić Thora, niż Boga chrześcijan pojawi się kolejna kobieta, a dzięki upartemu dążeniu pisarza do zachowania jak największego realizmu nasz bohater będzie miał okazję poczuć także smak zdrady i ból wybatożonego grzbietu.
I tradycyjnie: ledwo po zamknięciu książki jedyne, czego pragnie czytelnik, to poznać dalsze losy bohaterów. Już się boję, co będzie po “Pieśni miecza”, bo “The Burning Land” jeszcze przetłumaczony nie został… Z drugiej strony angielskie wydania przynajmniej mają wersje elektroniczne… będzie dylemat ;-)
The Lords of the North
ERICA 2013