Jak już czasem wspominałem przy okazji wyrażania opinii na temat powieści Roberta J. Sawyera - uwielbiam tego gościa. Od lat nie trafiłem na autora, który miałby chociaż cień szansy na zajęcie miejsca tego wesołego Kanadyjczyka na mojej top liście. Powód uwielbienia jest prosty: Robert J. Sawyer to człowiek, który jest urodzonym nauczycielem, facet przekazując wiedzę czuje się jak ryba w wodzie, a przy tym jest także bardzo dokładnym, pedantycznym wręcz twórcą literatury. W jego książkach wszystko jest zawsze przemyślane do ostatniej kropki, każda postać, każdy profil psychologiczny, każde wydarzenie oraz powiązanie tych elementów z nauką. Talent do nauczania i pieczołowitość przy kreowaniu fabuły powodują, że trudno znaleźć drugiego twórcę, który tak, jak ten potrafiłby opowiedzieć świetną historię, będącą jednocześnie porządnym, mocnym, bardzo naukowym science fiction.
Podobnie jak w niedawno przeze mnie odłożonej na półkę “End of an Era”, tak i tutaj pisarz nie ogranicza się do jednego, podstawowego pomysłu, wokół którego kręcić będzie się fabuła. W pierwszej chwili bowiem na warsztat wzięty jest program SETI oraz wyjaśnienie czym tak naprawdę program powinien być. O ile w naszym świecie SETI radzi sobie średnio (choć kto wie, odpowiedź może przyjść w każdej chwili), tak u Sawyera jest nieco lepiej - kontakt został nawiązany! Wiadomość pochodząca z układu Sigma Draconis długo pozostawała tajemniczą, aż wreszcie rozszyfrowała ją Sarah Halifax, w roku 2010, stając także na czele zespołu przygotowującego odpowiedź. Na odzew przychodzi czekać aż trzydzieści osiem lat. Sarah właśnie świętuje swoje diamentowe wesele, i wraz z mężem tak naprawdę to psychicznie jest już przygotowana na odejście z tego świata. Wiadomość od Obcych jednak jest… zaszyfrowana. Potężny biznesmen przedstawia teorię, że to właśnie Sarah powinna pokierować procesem deszyfracji. Ponadto także ona jest najodpowiedniejszą osobą do tego, by odebrać następną wiadomość. Za kolejnych trzydzieści osiem lat.
Biznesmen oferuje jej, a w perspektywie także jej mężowi - Donowi - tak zwany rollback. Czyli proces pełnego odmłodzenia, powrotu do biologicznego wieku dwudziestu pięciu lat. I tu dopiero zaczyna się zabawa.
Nauki jest mnóstwo. Zaczyna się właśnie od prezentacji zasady istnienia programu SETI - a dla Roberta J. Sawyera prezentacja jest powodem do przedstawienia naprawdę przeróżnych stanowisk i teorii. Przy czym facet opowiada tak, że każdy jest w stanie go natychmiast zrozumieć. A fani Star Treka to w ogóle od lektury “Rollback” się nie oderwą. :) A dalej jest tylko lepiej, z tymi wszystkimi teoriami dotyczącymi naszego codziennego życia, zwyczajów, które tak często wydają się być trwałe jak monolit, podczas gdy zupełnie niespodziewanie stają się przeżytkiem. Perspektywa “drugiego życia” mocno otwiera oczy. Sawyer nie potrafi sobie odmówić także pokazania życia w świecie przyszłości, tej niedalekiej. Tym razem szczególnie dużo uwagi poświęca temu, co każdy fan Asimova lubi najbardziej, i czym rządzą znane chyba każdemu fanowi fantastyki trzy słynne prawa (plus czwarte, zwane także zerowym).
A dalej jest tylko lepiej. Książka nie skupia się tylko na roku 2048, a często wraca do lat 2009-2010, byśmy mogli zrozumieć lepiej metodę komunikacji z Obcymi. Ale powroty przeprowadzane są też dlatego, byśmy mogli lepiej poznać Sarę i Dona oraz ich miłość. Jest bowiem “Rollback” także książką o przepięknej miłości, uczuciu, o którym marzy chyba każdy z nas. A przy tym jest to tak naprawdę dramat, i słowo daję, chwilami trudno jest powstrzymywać wzruszenie mocno ściskające gardło.
Jak zwykle pod koniec książki Sawyer trochę przesadza, trochę szaleje, ale… tak sobie myślę, że to chyba taki stereotypowy Kanadyjczyk: bardzo uprzejmy, grzeczny, dokładny, stąd w jego książkach finały z reguły przypominają duże fajerwerki, które u kogoś innego były by trudniejsze do przełknięcia, takie lekko nasiąknięte naiwnością, zbyt dużą wiarą w ludzi, w ludzkość w ogóle. Ale ja się już do tego tak przyzwyczaiłem, że właściwie uważam te nieco przesadzone końcówki za element charakterystyczny dla książek Roberta J. Sawyera, taki znak rozpoznawczy. Ostatecznie jeśli najmądrzejsi ludzie na Ziemi także staną się zgorzkniałymi, pełnymi niechęci pesymistami, to już żadnej nadziej dla nas nie będzie - niech zatem fajerwerki Roberta Sawyera nam wybuchają jak najdłużej; i fajnie by było, by ktoś o polskiego czytelnika zadbał i tak dobre książki, jak tego twórcy w Polsce wydał.