"Troje" przyciąga czytelnika nie tylko samą opowieścią, nie tylko tematem przewodnim, ale także konstrukcją książki. Po wstępie, który przedstawia nam klasyczny, trzecioosobowy narrator przychodzi zaskoczenie: kolejne strony wypełnia nie powieść, a coś na kształt dokumentu, zbioru akt, wywiadów, raportów zebranych w ciągu pół roku pracy, a dotyczących jednego tematu: trójki dzieci, które cudem ocalały z katastrof lotniczych.
Z początku klimat jest przyjemnie ciężki. Trudno nie dopatrywać się drugiego dna w wydarzeniach z tak zwanego Czarnego Czwartku, gdy tego samego dnia doszło do czterech katastrof lotniczych, na czterech kontynentach, gdzie przeżyło zaledwie troje pasażerów, za każdym razem dzieci, każde z innego samolotu. Jakby tego było mało, w miarę zdobywania kolejnych informacji z miejsc tragedii na jaw wychodzi coraz więcej trudnych do wyjaśnienia faktów.
Przedstawienie całości historii przy pomocy właśnie wywiadów oraz analiz coraz to różniejszych instytucji to świetny pomysł. Choć wszystko zostało zebrane przez jedną postać - dziennikarkę, to brakuje pojedynczego narratora, i czytelnik ma okazję przeżywania wydarzeń na kilka różnych sposobów, wraz z różnymi bohaterami znajdującymi się aktualnie na pierwszym planie. Akcja powoli toczy się do przodu na przemian pokazując wydarzenia z perspektywy rodzin ocalałych dzieci, ich opiekunów oraz drugiej strony - sceptyków, fanatyków religijnych czy szukających sensacji mediów.
Sarah Lotz wie jak opowiadać, by czytelnika zaangażować totalnie. Stąd też poznawanie ludzi, którzy nagle znaleźli się w sytuacji opiekuna małego dziecka, którym niemal od samego początku interesuje się praktycznie cały świat, jest kawałkiem doskonałej literatury. Aktor swego czasu leczący się psychiatrycznie, mający problemy z alkoholem, w dodatku gej - taka postać musi nieco przecierpieć ze strony "zatroskanego" społeczeństwa. Nie inaczej starsza kobieta, która jesień swego życia musi poświęcić ukochanemu mężowi, chorującemu na jedną z najpaskudniejszych chorób - Alzheimera, a nagle pod opiekę dostaje także wnuczka. Z kolei bohaterowie z Japonii to już totalna klasa sama w sobie, z typowo japońskim podejściem do rzeczywistości, tak niezrozumiałym na zachodzie. Przez większą część książki to właśnie te postaci są bohaterami "Trojga", nie tytułowe dzieci. Opiekunowie oraz ich walka ze światem pełnym okrucieństwa i brudu, światem wypełnionym prymitywnymi istotami zupełnie pozbawionymi empatii - ludźmi.
Autorka z ogromną sprawnością przedstawia jak działa zjawisko manipulacji. Tematykę sobie wybrała kontrowersyjną: religię. Wielką przyjemność sprawiła mi drobiazgowość pisarki, która zadbała o wiele elementów, które złożyły się na kreację politycznego religijnego fanatyzmu. Ktokolwiek zechce podczas lektury użyć rozumu dostrzeże wiele momentów, które przytrafiają się na co dzień także i nam, niemal przy każdym uruchomieniu telewizora czy radioodbiornika: głupota ludzka jest bezlitośnie wykorzystywana przez co poniektórych, z reguły występujących w garniturze, to znowu w sutannie. Równie realistycznie opisana jest tępota mediów, objawiająca się kompletnym brakiem zrozumienia, gdzie pęd za sławą i pieniądzem powoduje, że osoby uczestniczące w dramacie są niczym innym jak karmą dla wygłodniałych sępów - ludzi zza odbiorników, zza czasopism i gazet. Zawsze miło jest dowiedzieć się, że wciąż są pisarze dostrzegający jak chory jest nasz świat, w którym słowo kultura lub misja coraz częściej równoznaczne jest z zaspokojeniem najprymitywniejszych potrzeb ludzi rzadko używających rozumu, oddających ważne wybory innym, żyjących w myśl zasady: "co ludzie powiedzą" oraz "jak trwoga, to do Boga".
Dramaty w "Trojgu" wyzwalają w czytelniku mocne emocje. Jest i gniew, i wstyd, a w końcu jest rozpacz i kompletny brak nadziei. Sarah Lotz pokazuje jak niewiele potrzeba, by zawładnąć umysłami milionów, coraz bardziej zbliżając się do powiedzenia tej najokrutniejszej prawdy, tej, przed którą tak wielu się broni, której niektórzy nigdy nie zechcą przyjąć do wiadomości. A która naprawdę wyzwala.
I dopiero na końcu książki, gdy łzy już obeschły, autorka robi gwałtowny zwrot, szokując czytelnika kolejny raz. Jakby nie dość było tragedii już opisanej, Sarah Lotz przedstawia coś, czego zupełnie się nie spodziewałem. Po zamknięciu książki przez chwilę miałem do autorki wręcz pretensję, w pierwszym odruchu uznając, że takie zamknięcie sprawy osłabia efekt całej książki, oddając broń w ręce tych, którzy będą się przed "Trojgiem" bronić do ostatniej chwili. Po paru chwilach jednak zmieniłem zdanie, bo taka końcówka w zasadzie jest jeszcze bardziej przerażająca.
Książka "Troje" należy do tych nielicznych, o których naprawdę długo się nie zapomina. Ba, kończąc lekturę człowiek ma autentyczną chęć się zmienić, przyłożyć większą wagę do swoich codziennych wyborów, iść pod prąd, naprzeciw tej całej głupocie uderzającej zewsząd. "Troje" w żadnym wypadku nie jest tylko dobrą opowieścią, jest czymś o wiele, wiele więcej. To niemalże rozliczenie z istotą zwaną człowiekiem datowaną na początek XXI wieku. I rozliczenie to nie pozostawia na nas suchej nitki.
Z tym po prostu trzeba się zmierzyć samemu. Polecam.
The Three
Wydawnictwo Akurat 2014