Kończąc lekturę poprzedniego tomu sagi o komisarzu Van Veeterenie ("Komisarz i cisza") przyznałem się, że był on jednocześnie pierwszym, w którym postać bohatera polubiłem. Autor jak gdyby zdając sobie z tego sprawę, niemalże złośliwie podjął decyzję o ograniczeniu roli komisarza w cyklu. ;) Interesujące, wciąż wiązać całość z Van Veeterenem jednocześnie odsuwając go od roli uczestnika wydarzeń. Tym samym w "Sprawie Münstera" zaciekawiony czytelnik zostaje sam na sam z innymi policjantami, których inteligencja pozostawia sporo do życzenia.
Pewnie z tego też powodu męczyłem książkę grubo ponad miesiąc. Tym razem mamy do czynienia z historią bardzo prostą, może nawet prostacką, co jednak w przypadku pana Nessera wcale nie musi być wadą. Facet doskonale wie, jak zadbać o czytelnika, a jego banalne fabuły z reguły są polem do popisu dla opisywania bohaterów i codziennych dramatów, jakie przytrafiają się każdemu z nas. Jednakże w "Sprawie Münstera" czegoś wyraźnie zabrakło, bowiem nieskomplikowana i dość przewidywalna sprawa kryminalna nie kryje żadnego drugiego dna, życie osobiste komisarza Münstera i jego koleżanki o nazwisko Moreno jest mało ciekawe, i przez całą długość trwania powieści czekamy aż wreszcie pojawi się Van Veeteren.
Brutalna prawda brzmi następująco: gdyby to nie była książka podpisana nazwiskiem Nesser, zwyczajnie bym ją olał, kompletnie nie zainteresowany ani przyczynami zbrodni, ani procesem jej wyjaśniania, jeszcze mniej skutkami. Tu jednak do ostatnich chwil miałem nadzieję na coś, co nagrodzi mój trud (bo lektura naprawdę była trudem, chyba z pięć innych książek przeczytałem w trakcie), jednak nie doczekałem się. W czytniku mam kolejną część serii, "Karambol", chyba jednak nie zabiorę się z nią zbyt szybko, zawiodłem się, teraz strzelam focha.
Münsters fall
Czarna Owca 2014