Cykl Hyperversum wykorzystuje manewr, który na pierwszy rzut oka wydaje się być tym najbardziej interesującym: podróż w czasie. I to nie byle jaka podróż, ale przy wykorzystaniu gry komputerowej, co znacznie zwiększa zasięg potencjalnych czytelników. Tym smutniej się robi, gdy wychodzi na jaw, iż gra to tylko substytut wehikułu, i jeśli autorka nawet ma już pomysł na wyjaśnienie kwestii podróży, to nie podzieliła się nim ani w tomie pierwszym, ani drugim.
Zatem grupa przyjaciół trafia do średniowiecza, do Francji z czasów, gdy jej istotna część była w posiadaniu angielskiego króla Jana bez Ziemi, znanego nam wszystkim z legend o Robin Hoodzie. Jednym z bohaterów, najstarszym, jest Ian - sierota, miłośnik historii, którego ten czas fascynuje. Zresztą nie tylko ten czas, ale także pewna dziewczyna, o której się naczytał w czasie nauki. Stąd też wybór tego okresu. Dzięki temu, że faktycznie zostali przeniesieni w czasie Ian pozna swoją muzę, a powieści na sporą chwilę zmienią się w romans.
Seria dałaby się czytać na tle innych, skierowanych do młodych czytelników. Hyperversum ma kilka atutów, z których najważniejszym jest historia owych czasów. Zupełnie nienachalna, wcale nie wymagająca historia, która - kto wie? - niektórych może zainteresować średniowieczem z początków trzynastego wieku. Także wspomniany już wątek uczuciowy nie jest zły, bo i kiedy wytrwałe zdobywanie serca kobiety mogłoby być lekturą złą? Niestety cykl ma także problemy, i to takie całkiem poważne. Przede wszystkim autorka zdecydowanie nadużywa opisów, które przeważnie absolutnie nic nie wnoszą do lektury. Przerzuciłem całe setki ekranów mojego Kindle'a na których do czynienia miałem z niczym, jak tylko zwykłą grafomanią; opisem, który był zupełnie o niczym i nic nie znaczącym. Drugim problemem są natomiast sami bohaterowie, którzy obojętnie jak bym się nad czytnikiem nie wysilał nie wyglądają jak młodzież naszych czasów. Postaci bardzo rzadko zachowują się tak, jak można by się spodziewać po mających łatwe życie nastolatkach/dwudziestoparolatkach nagle rzuconych w czasy totalnie ciemne, gdzie nie ma absolutnie nic z rzeczy, które dla ludzi naszych czasów zdają się wręcz niezbędne. Nie, tu bohaterowie są nie dość, że nagle twardzi i dojrzali, to jeszcze nieco razi czytelnika sposób ich mówienia, a także dokonywane czyny. Z jednej strony są mocno infantylni, z drugiej szybko się adaptują do otoczenia, łączą ich także mocne uczucia przyjaźni, zbyt mocne jak na w sumie dość przypadkową grupę nastolatków naszych czasów, bardziej przypominające więzy pomiędzy przyjaciółmi dawniej, gdy honor i zwyczaj miały o wiele większe znaczenie. Jakoś mi to nie pasuje, choć szybko się przyzwyczaiłem, dawniej zaczytywałem się w książkach Hanny Ożogowskiej czy Aleksandra Minkowskiego, wypełnione po brzegi relacjami (i emocjami) tego typu.
Tom pierwszy dał radę mnie zaskoczyć fabularnie, choć po prawdzie wynikało to bardziej ze znudzenia, niż faktycznych umiejętności prowadzenia fabuły; przysypiałem, więc straciłem czujność. Mimo słabości książki sięgnąłem po tom drugi, pełen obaw, ale na szczęście dalsze losy są w wyraźny sposób lepszą lekturą. Autorka wciąż zarzuca nas zbędnymi opisami, ale poznawszy bohaterów nie mamy już pretensji o ich profile psychologiczne, widać także, że pani Randall próbuje być bardziej konkretna, sprężać się z opowieścią, nadać jej dynamiki. Jeszcze do końca to nie wychodzi, ale jest lepiej. Nim jednak sięgnę po tom kolejny może minąć naprawdę wiele czasu, bo jednak jestem bardzo zmęczony. Stara prawda (znowu) wyszła na jaw: po promocjach nie opłaca się brać wszystkiego jak leci, bo potem, kurde bele, żeby nie mieć moralniaka czasem książki kończy się “na siłę”.
Hyperversum, Hyperversum 2. Il falco e il leone
Esprit 2011, 2014